9.

Miłość wszystko zwycięży.

Czy rzeczywiście? Czy zawsze?

Współczesny człowiek uwierzył, że wszystko sobie zawdzięcza. Jesteś kowalem swojego losu, Jak się postarasz, to przezwyciężysz wszystkie trudności, Ja wszystko tymi rękami - ile jest takich tekstów. A to wszystko bzdury. To się może wydawać prawdą, jeśli warunki są całkiem normalne, a nasze wysiłki są zgodne z tym, czego Bóg dla nas pragnie. Jeśli jednak chcesz podjąć się czegoś rzeczywiście trudnego, to jeśli tych swoich spraw nie powierzysz Bogu, jeśli nie oddasz ich Jego pieczy, to wszystkie twoje wysiłki okażą się bezowocne. Dotyczy to również miłości.

Posłużę się przykładem może niezbyt typowym, ale jednak znamiennym dla naszych czasów (zresztą, czy tylko dla naszych?).

Trójkąt małżeński.

Nie można przecież tak upraszczać, że to zawsze jest tylko seks - zapewne tak jest zazwyczaj, ale przecież nie zawsze. Czasami jest to prawdziwa miłość, którą zesłał nie kto inny lecz Bóg, bo tylko On rozdaje miłość. Co więc z tą miłością czynić?

Niektórzy boją się jej jak ognia. Chcieliby uciec od niej jak najdalej. Zapomnieć - to w nich dominuje. Jest to niewątpliwie postawa najbardziej bezpieczna. Ale czy najlepsza? Wszak to Boży dar, to Boże wezwanie. Chciałoby się powiedzieć nie w porę. Ale to przecież Bóg wybrał tę porę. A On wiedział co robi. Czy więc rzeczywiście ucieczka jest najlepszym wyjściem z sytuacji?

Inni przeciwnie. Rzucają się w wir tej miłości i szukają dla niej jakiegoś realnego oparcia, nade wszystko próbują budować wspólnotę. Niektóre dziewczyny decydują się wręcz na dziecko, byle tylko mieć jakieś pozory normalnego domu, mieć przynajmniej namiastkę własnej rodziny. Ale przecież to ich los najlepiej wskazuje, że to nie tędy droga. Lecz czy można się temu dziwić, że to za mało, skoro niejednokrotnie również prawdziwy dom, prawdziwa rodzina nie stanowi dostatecznego oparcia. Nie mówię, że to nie ma znaczenia. Ale to wszystko, co my w naszym zwykłym ludzkim rozumieniu przywykliśmy uważać za oparcie dla miłości, w gruncie rzeczy tym oparciem nie jest. Dotyczy to każdej miłości, ale widać to dopiero tak wyraźnie na takim przykładzie, jakim się tu posłużyłem.

Jedynym realnym oparciem jest Bóg. Tylko wtedy miłość wszystko zwycięży, jeśli zaczepi się ją bezpośrednio u źródła, bezpośrednio w Nim. Tylko Bóg rozdaje miłość, nikt inny, ale sama miłość jest bezsilna, jeśli człowiek nie skieruje jej z powrotem ku Bogu.

Warto zatrzymać się przy tym zdaniu.

Po pierwsze zawarte jest w nim stwierdzenie, że Bóg szanuje naszą wolność: Ja ci daję miłość, ale co z niej wyniknie zależy od ciebie; będę ci pomagał, będę wskazywał drogę, ale to ty musisz decydować, co masz robić. Daję ci miłość, to mój dar, lecz do niczego cię nie zmuszam. Ty wybierasz drogę.

Po drugie to zdanie mówi, że Bóg nas kocha. Tobie czasami tak trudno jest uwierzyć, że ktoś ciebie kocha. Nie, to niemożliwe. Za co? Uważasz, że nie zasługujesz na czyjąś miłość, więc w nią nie wierzysz. Zapominasz, że miłość wcale nie jest za coś. Pragniesz takiej miłości, która byłaby za nic, ale nie potrafisz uwierzyć, że to mogło przytrafić się akurat tobie. A Bóg nas naprawdę kocha za nic i niczego nie żąda w zamian. Choćbyśmy się Go wypierali, choćbyśmy w ogóle nie wierzyli, że On jest, to On i tak nas kocha. W to warto uwierzyć.

Bez takiej wiary, że Bóg ciebie kocha, twoja miłość łatwo może się zagubić w jakiejś rozpaczy. Łatwo wtedy o to, byś przeklinała dzień, w którym pokochałaś. Za to z tą wiarą zawsze odnajdziesz sens tej miłości, która trwa. Nawet jeśli ta miłość wiąże się z cierpieniem. Nawet jeśli poza cierpieniem nie ma nic w tej miłości. Cierpienie wydobywa nas z egoizmu. Nikt nikomu nie zadaje cierpienia dla własnej przyjemności (takie postawy są tak rzadkie, że można w ogóle nie brać ich pod uwagę). Jeśli ty cierpisz, to szukasz, czy to nie ty zadałaś wcześniej komuś cierpienie. Jeśli ty cierpisz, to pytasz, czy to cierpienie które ty zadałaś, nie jest jeszcze większe niż twoje. Pytasz, co teraz możesz uczynić, by to twoje cierpienie i to cierpienie przez którego ty cierpisz wydało owoce godne miłości. Jeśli tylko potrafisz przyjąć cierpienie, jeśli nie traktujesz go jak kary, to na tym cierpieniu rozwija się twoja miłość. Cierpienie też służy miłości. I dlatego Bóg wcale ciebie przed nim nie chroni. Za to pomaga ci odnaleźć jego sens, bo w takim zrozumianym cierpieniu nie ma już rozpaczy. To przed rozpaczą Bóg zawsze chce ciebie uchronić. Jeśli pojawia się rozpacz, to tylko dlatego, że nie dopuszczasz Boga do siebie. Czujesz się pokrzywdzona, gorzej potraktowana niż inni, gorzej niż na to zasługujesz. Jeśli nie potrafisz w to uwierzyć, że Bóg ciebie kocha, to w tych wszystkich trudnych wydarzeniach swojego życia nawet nie będziesz się starała odnaleźć jakiejś myśli, nie zadasz sobie pytania czemu to służy, a wtedy pozostanie ci tylko rozpacz.

Ale w tym zdaniu o skierowaniu miłości z powrotem ku Bogu zawarta jest jeszcze jedna myśl: my również powinniśmy Go kochać. I to tak całkiem dosłownie - tak jak chłopak kocha dziewczynę i jak dziewczyna kocha chłopaka. A jest to rzeczywiście możliwe. Bo Bóg jest całkiem realny, Bóg jest tuż tuż. Wystarczy sięgnąć ręką. On wcale nie mieszka w jakimś niebie (dokładniej - niebo jest wszędzie - Bóg wśród chmurek i obłoczków, to tylko obrazek dla małych dzieci). Jeśli kochasz Go właśnie tak całkiem dosłownie, to twoja miłość do chłopaka staje się pewniejsza, bardziej odważna. Bo ty wtedy ufasz Bogu.

Jeśli nie kochasz Boga, nie potrafisz Mu zaufać. Jeśli nie potrafisz Mu zaufać, to ta miłość, którą na ciebie zesłał, nie ma żadnego oparcia. Jest sama, bezsilna, bezbronna.

To wszystko jest w tym jednym zdaniu: Choć Bóg zesłał miłość, to ona sama jest bezsilna, jeśli człowiek nie skieruje jej z powrotem ku Bogu.

Ale jest w nim jeszcze coś: Jeśli tylko zechcesz pójść tą drogą, którą Bóg ci wskaże, to da ci swoją moc. Wola Boża sama się nie realizuje, lecz poprzez ludzi. I dlatego Bóg daje swoją moc tym, którzy chcą tę wolę urzeczywistnić. Miłość, to Boże wezwanie, Boża wola. Jeśli odpowiesz na to wezwanie swoim fiat, jeśli to będzie tylko fiat i nic więcej, tylko niech się stanie i nic więcej, jeśli nie dorzucisz do tego fiat żadnych własnych pragnień, jeśli nie będziesz chciała nic ponad to, do czego wzywa ciebie Bóg, to wtedy właśnie amor vincit omnia (przy okazji na marginesie, aby nikt nie miał wątpliwości – to jest rzymskie przysłowie). Bo do tego potrzebna jest Jego moc. A ty ją wtedy posiadasz. Masz udział w Jego potędze. Wtedy. I tylko wtedy.

A co z tą miłością w trójkącie?

Uważam, że tak jak każdą miłość, tak i tę należy przyjąć - wszak to Boży dar, a wszystko co od Boga pochodzi służy naszemu dobru; należy przyjąć, bo to Boże wezwanie, wezwanie do tego, by dawać siebie - a więc ta miłość też jest elementem planu zbawienia.

Ale trzeba pamiętać, że grzech niszczy człowieka. A szczególnie w takim przypadku grzech może wywołać lawinowe zniszczenie. A za tym przyjmując tę miłość należy natychmiast powierzyć ją Bogu. Mało. Należy nieustannie powierzać się Bogu. Tylko wtedy miłość wszystko zwycięży. Tylko wtedy szatan nie będzie miał do was dostępu; a nawet jeśli przez moment nad wami zapanuje, to i tak jego zwycięstwo będzie chwilowe - grzech nie zdąży zrobić spustoszenia. Tak należy postępować z każdą miłością, ale dopiero na takim przykładzie widać, jak to jest ważne.

Dalej. Musicie pamiętać, że to iż Bóg zesłał na was tę miłość nie oznacza, że rozwiązał wcześniej zawarte małżeństwo. A zatem tą miłością powinniście objąć również współmałżonka. I to oboje. On wcale nie jest przeszkodą w waszej miłości, lecz jedną z jej stron. Ta miłość to nie tylko wezwanie byście siebie wzajemnie sobie dawali, lecz również byście dawali siebie jemu, czy jej.

Czy to w ogóle realne? Ależ tak. Skoro Bóg wybrał dla was taką drogę, to dał wam również moc, byście tą drogą mogli iść. W tym się objawia cała Boża potęga, że to co po ludzku wydaje się niemożliwe, staje się realne, jeśli tylko człowiek potrafi Mu całkowicie zaufać. Całkowicie. To znaczy bez jakichkolwiek własnych kalkulacji.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz