1.

- Przyszła miłość.

- Przyszła? Sama? Znikąd?

- Przyszła, bo ten facet jest wspaniały.

- On wspaniały? On? Pogadamy później. Zobaczymy co wtedy będziesz mówić.

Miłość sama nie przychodzi. To Bóg rozdaje miłość. Każdemu. I tobie też. Bez żadnych zasług. W nagrodę za nic. I to dokładnie w tym momencie, w którym jest ona tobie potrzebna. Nie wtedy, kiedy wydaje ci się, że jest potrzebna, ale wtedy, gdy rzeczywiście tak jest. Nie za wcześnie i nie za późno.

To Bóg rozdaje miłość, a nie czyni tego na oślep. On ją daje tej jednej, jedynej, niepowtarzalnej - tobie. I nie do kogoś przypadkowego, ale do tego jedynego, niepowtarzalnego - twojego ukochanego. I nie dla jego zasług. Daje za nic.

Bóg miłość daje za nic, ale nie bez jakiegoś zamysłu. Naiwnością byłoby jednak sądzić, że nawet jeśli jest to miłość wzajemna, to jest ona po to, by tych dwoje odtąd już na zawsze razem. To się zdarza. Czasami. Ale tylko czasami.

A mimo to nie ma miłości złej. Bo każda jest dla dobra tego, który kocha i dla dobra tego, który jest kochany. Każda miłość jest dobra. Nawet jeśli kosztuje łzy, jeśli odbiera sen, jeśli więcej w niej cierpienia niż radości. Nawet wtedy. Jeśli tylko jest to miłość, nic złego z niej wyniknąć nie może. Gdy rodzi się zło, to jest ono wynikiem grzechu, o którym każdy wie, że jest grzechem, ale nigdy samej miłości.

A skoro tak, to czy to ważne, czy ten twój ukochany, to już ten na całe życie? Przecież ważne jest tylko to, że to Bóg wyznaczył wam jakieś role. A jakie, to się dopiero okaże. Jeśli na całe życie, to wasza miłość nigdy nie wygaśnie, choćbyś jej już nawet nie chciała. Jeśli mieliście spotkać się tylko na moment, to ty tej miłości nie zatrzymasz ani w sobie, ani w nim. Bo tak jak Bóg miłość daje, tak też i On ją odbiera. Od ciebie to nie zależy. Miłość jest darem i to najcenniejszym, jaki można od Boga otrzymać. Ale nigdy nie należy zakładać, że to dar dany na zawsze. Miłość skończy się wtedy, gdy wasze role się wypełnią. A każda nowa miłość służy tej, która będzie ostatnią. I to jest wystarczającym usprawiedliwieniem dla każdej miłości. Przez to każda miłość ma sens. Jeśli zaczniesz wybierać - tę przyjmę, a tej nie, to tylko wydłużysz swoją drogę ku tej miłości ostatniej. Nic więcej.

Lecz mimo, że nie od ciebie zależy początek i koniec miłości, to jednak nie jest tak, że nic od ciebie nie zależy. Miłości trzeba się uczyć.

A dojrzała miłość jest dawaniem siebie. I tyle. I nic więcej. Jest oczywiście pragnieniem wzajemności, ale nie jest wymaganiem wzajemności. Jest pragnieniem wspólnoty, ale nie jest wymaganiem wspólnoty. Dojrzała miłość nie ogranicza wolności osoby, którą się kocha. Jedynym wymaganiem jakie miłość stawia osobie kochanej jest to, by ona nie ograniczała mojej wolności. Wbrew pozorom to wcale nie oznacza osłabienia związku. Przecież miłość jest pragnieniem dawania. Jeśli obie osoby pragną dawać siebie, a jednocześnie nie ograniczają wzajemnie swojej wolności, to wspólnota którą budują, nie jest odbierana w kategoriach obowiązku, przymusu, lecz jest czystym pragnieniem. Nie dojdzie zatem do takiego paradoksu, że to co miało was łączyć, zacznie dzielić. A to grozi w miłości niedojrzałej. Miłość dojrzała niczego nie żąda. Za to dopiero ona potrafi się naprawdę cieszyć, dopiero w niej jest możliwa prawdziwa radość - gdyż inaczej się cieszymy, gdy dostajemy to, co uważamy, że nam się należy, a inaczej, gdy dostajemy coś, o co nawet nie prosimy.

Każda miłość przybliża ciebie do takiej właśnie miłości. Bóg ci daje miłość. Ale to ty sama musisz nauczyć się kochać. Bóg za ciebie tego nie zrobi.

6 komentarzy:

  1. Bardzo mądrze!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę,ze ludzie powinni częściej zastanawiać sie nad istotą miłości:):):)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brawa dla pierwszej odważnej osoby! Gdy Listy... ukazywały się na onecie, jako regularne notki, to każdy list wywoływał wiele komentarzy. Niestety po roku od ostatniej notki, mimo, że ciągle ktoś dopisywał komentarze, onet bez żadnego uprzedzenia wykasował bloga. Tu jesteś pierwszą osobą (po przeszło 2 latach od opublikowania tu Listów, która się odezwała. Dziękuję bardzo. Pozdrowienia z aktualnej dla poprzedniej stolicy;) A zdradzisz swoje imię?

    OdpowiedzUsuń
  4. Listy są ładne, szczerze gratuluję talentu literackiego, ale chciałabym jeśli można, zapytać kim Pan jest? Czy jest Pan może księdzem/bratem? Ma to dla mnie jakieś znaczenie i pomogłoby mi wiedzenie, na ile jest to identyczne z oficjalną nauką Kościoła.
    Anna

    OdpowiedzUsuń
  5. Aniu, nie jestem ani księdzem, ani zakonnikiem - nie mam odpowiedniego przygotowania teologicznego. Wierzyłem jednak, że jestem narzędziem w rękach Pana, by to, co do tej pory nie było w Kościele tak jednoznacznie określone, zdobywało swoje miejsce w Nauce Kościoła. To, co piszę, w moim przekonaniu nie jest sprzeczne z nauką Kościoła, ale nie znajduje tak także tak jednoznacznych deklaracji. Nade wszystko dotyczy to kluczowego stwierdzenia, iż to Bóg rozbudza w nas uczucie miłości; w konsekwencji nie ma też stwierdzenia, że uczucie miłości jest Bożym wezwaniem do tego, by dawać siebie osobie, którą się kocha.

    OdpowiedzUsuń
  6. O MIŁOŚĆ CZEBA DBAĆ

    OdpowiedzUsuń