2.

Tobie się wydaje, że kochasz kogoś za coś.

Kocham go, bo jest przystojny, bo to dopiero chłop, bo jest miły, bo jest w nim dużo ciepła, bo jest dobry, bo jest mądry - kocham go, bo jest taki, jakiego sobie wymarzyłam.

I coś w tym rzeczywiście jest. Przecież są ludzie, którzy cieszą się dużym powodzeniem, a są i tacy, którym tego powodzenia zdecydowanie brakuje (a przecież ci wymarzeni są do siebie podobni - poszczególne cechy mają różną wagę, ale cała lista jest u każdego prawie taka sama). Ale w takim razie dlaczego nie zakochałaś się w por. Borewiczu, przecież w twoim otoczeniu jest jakiś por. Borewicz. Mało. Dlaczego wszystkie dziewczyny nie kochają się w tym twoim por. Borewiczu? I dalej. Dlaczego znasz kogoś od dawna i nic. A nagle przychodzi jeden wieczór i wszystko się zmienia. A z drugiej strony. Dlaczego są naprawdę wspaniali ludzie (nie z tych, którym wydaje się, że są wspaniali, lecz z tych, którzy rzeczywiście takimi są), których akurat nikt nie kocha; a są też tacy, których czasami trudno nazwać ludźmi, a którzy są bardzo mocno kochani.

Psychologia coś mówi, ale nie rozwiąże zagadki miłości. W jej odpowiedzi brakuje jakiejś mocy, która sprawia, że to akurat ten i to dokładnie w tym momencie. Tą mocą nie jest szatan, bo on jest siewcą nienawiści, a nie miłości; on burzy, a nie tworzy; on może posłużyć się pożądaniem, by zniszczyć czyjąś miłość, ale sama miłość jest sprzeczna z jego naturą. Tą mocą może być tylko Bóg, bo On sam jest miłością.

A że w tym ujęciu psychologicznym coś jest, no cóż - w imię czego Bóg miałby preferować zimnych chamów, na dodatek bezdennie głupich. Czasami taka miłość jest potrzebna. Ale tylko czasami. Każda miłość służy tej ostatniej, ale zazwyczaj lepiej uczyć się miłości z kimś, kto jest przynajmniej zbliżony do tego wymarzonego. Zresztą nawet jeśli nie jest, to właśnie Bóg sprawia, że widzisz go takim, jakim chciałabyś, by był (czasami nawet całkiem dosłownie - znam taki przypadek, gdy chłopak twierdził, że jego dziewczyna, ciemna blondynka, ma kruczoczarne włosy; ale czy można się temu dziwić, skoro zawsze zarzekał się, iż potrafi się zakochać tylko w brunetce - Bóg nie miał innego wyjścia, bo to miała być jego miłość ostatnia).

Jeszcze gorzej psychologia radzi sobie z pytaniem o miłość wygasłą. Czy nigdy ci się nie zdarzyło, że nie potrafiłaś zrozumieć, dlaczego przestałaś kogoś kochać?

Przecież on jest naprawdę wspaniały, nigdy mnie nie zranił i zawsze ma tyle pomysłów - przy nim nie sposób się nudzić i ja go kochałam i chcę go kochać nadal - jednak moja miłość wymarła. Dlaczego?

Tego bez Boga nie da się zrozumieć.

I z drugiej strony. Wyobraź sobie, że kochasz kogoś, ale wolałabyś, by tej miłości w ogóle nie było. Mówi się, że są na to dwie metody: zapomnieć, lub odkochać się. W gruncie rzeczy, to nie są żadne metody. Odkochać się, to moje przyzwolenie na to, by się wypełniły role, jakie Bóg nam wyznaczył. Jeśli nie miała to być miłość ostatnia, to gdy role się wypełnią, miłość przechodzi - metoda zdała egzamin. Jeśli jednak to miała być miłość ostatnia - nici z tej metody.

Podobnie z zapominaniem, które oznacza brak przyzwolenia na wypełnienie ról. Jeśli nie miała to być miłość ostatnia, to Bóg prowadzi ciebie już inną drogą - zapewne dłuższą, zapewne trudniejszą, ale nadal drogą ku tej miłości ostatniej - zapominanie zdało egzamin. Jeśli zaś to miała być miłość ostatnia, to nic z tego nie wyjdzie. Owszem uda ci się wyprzeć ze świadomości tego, którego chciałaś zapomnieć (świadomość jest tylko obciążona poczuciem straty), ale miłość żyje nadal i każde pojawienie się tego chłopaka sprawia, że miłość odżywa - dokładniej, że uświadamiasz sobie znowu, że nadal go kochasz.

My jesteśmy tylko gospodarzami naszych uczuć. Możemy je lepiej lub gorzej przyjąć, możemy je lepiej lub gorzej pielęgnować, możemy im nadać bardziej lub mniej dojrzały kształt, ale nie my o nich decydujemy, my nimi nie rządzimy. To Bóg rozdaje miłość. I również On decyduje o tym, kiedy miłość ma się zakończyć. Ty na to nie masz wpływu. Od ciebie to nie zależy.


9 komentarzy:

  1. mam nadzieję, że dostajesz powiadomienia o komenatrzach- a czy nie jest tak, że "kto przestal kochać ten nigdy nie kochał" przecież miłość jest wieczna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście można mi czynić zarzut z tego, co tu napisałem. Ale zastanówmy się, jak to jest - są tylko dwie możliwości, albo jest tak, że te wszystkie miłości, które przeżyliśmy w życiu, były tylko ułudą - braliśmy za miłość coś, co w ogóle nic nie miało wspólnego z miłością (aż w końcu przyszła ta właściwa i jedyna w życiu i na wieczność). Albo jest tak, jak piszę, że Bóg kierując naszym życiem uczy nas miłości.
      To pierwsze podejście mimo swego oparcia w Piśmie, wydaje mi się fałszywe - nic w naszym życiu nie dzieje się przypadkiem; wszystko jest genialnym planem Boga, uwzględniającym wszystkie nasze wybory, jakich po drodze dokonamy (a więc z uwzględnieniem naszej wolności) - czy w tak genialnym planie jest miejsce na jakieś przypadki (no bo jeśli to nie miłość, to nie od Boga - a więc jakiś przypadek)?
      Dlatego ja tu wyróżniam miłość ostatnią - to do niej wg mnie odnosi się to, że będzie wieczna. Całe życie tu na ziemi mamy po to, by nauczyć się kochać i wszystko w tym życiu właśnie do tego zmierza; dojrzałość w naszej miłości zdobywamy już w tej miłości ostatniej. Oczywiście jakościowo jest ona nieporównywalna z tymi wcześniejszymi - ale jednak i te wcześniejsze chcę (i uważam, że mam prawo) nazywać miłością.

      Usuń
    2. wiesz, szukam już od dłuższego czasu odpowiedzi na moje pytanie(od kiedy pierwszy raz ktoś przy mnie wspomniał ten cytat) i też nie do końca się z nim zgadzam, ale nie potrafię jeszcze sama sformułować dlaczego, bo przecież czy moja koleżanka, która była zaręczona dwa razy i wyszła za drugiego tego pierwszego nigdy nie kochała? ale też przecież drugiego nie kocha na pewno mniej... właśnie czy ta ostatatnia znaczy większa?

      Usuń
  2. Przyznaję, że próbowałem znaleźć cytaty dotyczące tego, że miłość jest wieczna (no bo to powiedzenie, które zacytowałaś, powstało w oparciu o to, że miłość jest wieczna), ale jakoś nie miałem szczęścia. Więc będę się trzymał tylko swojego myślenia. Moja teza jest taka, że każda miłość służy tej ostatniej, a z tego wynika tylko tyle, że ta miłość ostatnia jest najdojrzalsza.
    A czy największa?
    To już nie jest takie proste, bo przecież człowiek jest wolny i niestety popełnia błędy - w tym może przegapić tę miłość, która miała być jego miłością ostatnią (a tu sytuacja tym trudniejsza, że jak mawiał Boy - cały w tym ambaras...).
    Obawiam się więc, że w życiu nie brakuje tych, którzy przegapili tę swoją najważniejszą miłość. Ba - może być nawet tak, że ta przegapiona miłość pozostaje już miłością ostatnią.
    Ale jak by nie było, Pan na pewno każdego prowadzi tak, by jego miłość dojrzewała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cytat "Miłość trwa wiecznie" jest zaczerpnięty z Biblii;) Ale nie z tysiąclatki, tylko tłumaczenia ekumenicznego, i to dokładnie ten fragment który u nas tłumaczy się "Miłość nie ustaje".Całkiem możliwe, że u mnie Agata usłyszała ten cytat, bo to jeden z moich ulubionych, i to właśnie w takim tłumaczeniu najbardziej do mnie przemawia. Tyle że, jak i cały hymn o miłości, odnosi się przede wszystkim do pełni, jaką jest Bóg, a dla nas jest jedynie wzorem. Dlatego dla mnie to zbyt wielka rzecz żeby ją pojąć ludzką logiką i rozumem i pochopnie spłaszczać to zdanie do takiej interpretacji, jaką podała Agata;)

      Usuń
    2. Zaintrygowałaś mnie sprawą tego tłumaczenia i sprawdziłem, jak to wygląda u protestantów w ich tłumaczeniu dosłownym. I okazało się, że jest dokładnie tak samo, jak w Biblii Tysiąclecia - a więc Miłość nigdy nie ustaje.
      Trzeba przyznać, że w tej wersji, którą proponujesz, tkwi jej urok w takim pozytywnym podejściu - to jest lęk, że mogłaby się skończyć, lecz afirmacja tego, że jest i trwa! I trwać będzie!

      Usuń
    3. To tłumaczenie dokładnie nazywa się przekładem ekumenicznym i korzysta z niego m.in. serwis wysyłający fragmenty Pisma Św na maila "Słowa zmieniające życie": http://www.lcwords.com :)

      Usuń
    4. Ja mniej więcej kojarzę, co to przekład ekumeniczny - to nade wszystko dziecko W. Benektynowicza (nb. babcia mojej żony była metodystką i dużo o nim słyszałem), które jednak bez wsparcia bpa Romaniuka (bardzo czynnego) i bez błogosławieństwa prymasa Glempa nigdy by nie ujrzało światła dziennego. Myślę jednak, że ma ono jednak nade wszystko znaczenie symboliczne - umówmy się bowiem, że już od dawna wszyscy starają się tłumaczyć Biblię możliwie najwierniej (pomijam oczywiście Świadków Jehowy - a więc tzw. tłumaczenie Nowego Świata), choć jasne jest również, że tradycja tłumaczeń ma zawsze wpływ na kształt ostateczny. Ale dlatego lubię sięgać do tłumaczeń dosłownych. Niestety nie mam dostępu do słynnego już tłumaczenia paulińskiego, ale często porównuję z protestanckim tłumaczeniem dosłownym, które jest dostępne (obok m.in. BT) pod adresem http://biblia.apologetyka.com/
      Dlaczego tam sięgam? - bo lubię wiedzieć, co jest tekstem pierwotnym, a co tekstem przetworzonym. No i tu okazało się, że tekstem pierwotnym jest jednak Miłość nigdy nie ustaje - co mi zupełnie nie przeszkadza w tym, by zachwycić się tekstem przetworzonym, jaki, jak mówisz, pochodzi właśnie z tego tłumaczenia ekumenicznego.

      Usuń
    5. Drobna korekta - powinno być tłumaczenia paulistów.

      Usuń