14.

Wielokrotnie pisałem, że miłość jest Bożym wezwaniem, by dawać siebie, jednak nigdy tego nie argumentowałem. Myślę, że powinienem to zrobić.

Mamy być naśladowcami Chrystusa, Jego miłość ma być dla nas wzorem. To jest Jego nakaz, który On sam nam zostawił. A przecież Jego miłość jest samym dawaniem. My nie mamy Mu co dać. Możemy tylko dawać siebie w sensie powierzenia się Mu, w sensie oddania się do dyspozycji, w sensie pragnienia, by Jego wola stawała się naszą wolą. Ale nic poza tym. Gdyby było inaczej, oznaczałoby to, że Jemu czegoś brakuje, że nie jest nieskończenie doskonały, a więc że nie jest Bogiem. A przecież On jest Bogiem! Skoro tak, to Jego miłość jest samym dawaniem, a Jego wezwanie, by Jego miłość była dla nas wzorem, jest wezwaniem, by nasza miłość również była samym dawaniem. Nie oznacza to, że nie mamy przyjmować tego, co nam ktoś ofiarowywuje - przeciwnie, powinniśmy - tak jak On zawsze przyjmuje dary, jakie my Mu z siebie zanosimy. Ale istotą miłości jest samo dawanie.

Jeśli więc Bóg zsyła na ciebie miłość (bo to On ją zsyła - nikt inny), to oznacza to, że On wzywa ciebie, byś dawała siebie temu, którego kochasz. Mało, ty masz dawać siebie tylko dlatego, że kochasz, a nie dla jakiegoś za coś - On nie ma za co nas kochać, a jednak kocha nas i daje nam siebie niezależnie od tego, jak bardzo nie zasługiwalibyśmy na Jego miłość.

Jeśli więc kogoś kochasz, to jest to ta twoja lekcja, jaką Bóg ci zadał w twojej nauce miłości. I nieważne, czy ten ktoś zasługuje na twoją miłość. I nieważne, czy ta miłość znajdzie kiedykolwiek swoje spełnienie. Ważne jest tylko to, że to Bóg zadał ci tę lekcję. Ale On ci nie mówi idź na oślep, o nic się nie martw, jakoś to będzie. Nie ma tak dobrze - Bóg nie zwalnia ciebie od odpowiedzialności. Ale jest tyle różnych form dawania siebie, że zawsze możesz znaleźć taką, która nie prowadziłaby ciebie do grzechu, która nie zagrażałaby twojemu ja, a przeciwnie, przyczyniałaby się do twojego wzrostu, która prowadziłaby ciebie ku świętości.

Miłość jest lekcją - już kochasz, ale jednocześnie dopiero uczysz się kochać. Ten aspekt lekcji jest tym, o czym lubimy zapominać. Wygodnie jest myśleć, że miłość to taki błogi stan, przy którym nie pamięta się Bożym świecie (to wtedy, gdy wszystko przebiega po naszej myśli), lub też, że miłość to taka nieokiełznana siła, której jeśli ulegniemy, to tylko na naszą zgubę (to wtedy, gdy zagubił się sens tej miłości). Tymczasem jest to lekcja dawania siebie i to nawet wtedy, gdy nie potrafimy odnaleźć sensu tej miłości. Mało. Jest to lekcja dawania siebie bez żadnych barier, bez żadnych granic. Dawania siebie do końca. Ale mądrego dawania. Takiego, przy którym niczego się nie traci, a przeciwnie - zyskuje się to, co samemu się daje. Tu prawa arytmetyki są nieprzydatne i lepiej o nich zapomnieć. Chociaż nie. Wykreśl to zdanie. Wcale nie należy zapominać, należy pamiętać - jeśli dajesz komuś coś, czego źródłem jesteś ty sama, to wtedy tracisz. Jeśli jednak twoim źródłem jest Bóg, to wszystko to, co dajesz, sama również dostajesz. I to w dwójnasób, tak by tego starczyło i dla ciebie i dla tego któremu dajesz.

Bóg nas kocha. I wszystko co od Niego pochodzi, jest dla naszego dobra. A ze wszystkich darów, które daje nam tu na ziemi, najcenniejszym jest właśnie miłość. Bo to jest Jego miłość, którą On poprzez nas przemawia do nas wzajemnie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz